czwartek, 22 października 2015

Twenty

NOTKA POD ROZDZIAŁEM :)


Mia
Była 1.30 i Justin nadal nie wstał. Jego sylwetka leżała rozwalona na kanapie, usta były nieatrakcyjnie otwarte. Byłam na nogach od 11 i teraz siedziałam na podłodze przed telewizorem, z rachunkami rozrzuconymi wokół mnie i z popołudniowymi wiadomościami granymi w tle.
Usłyszałam ruch za mną i wtedy Justin uklęknął obok mnie. - Dzień dobry. - wymamrotał zaspany.
- Raczej popołudnie, które właśnie mamy, leniuchu. - mruknęłam, rozcinając kolejną kopertę chcącą więcej pieniędzy niż miałam.
- Miałem długi dzień wczoraj. - rozciągnął swoje nogi obok mnie.
- Kurwa. - wymamrotałam do siebie, ignorując Justina. - Będę musiała wziąć dodatkowe zmiany. - to było najtańsze mieszkanie jakie mogłam znaleźć i wciąż nie mogłam sobie na to pozwolić.
- Rachunki? - Justin zabrał papier z mojej dłoni. Przeskanował go, zanim powiedział. - Po prostu pozwól mi sobie pomóc.
- Nie. - wyrwałam rachunek z powrotem. Nie było szansy, żebym mogła kiedykolwiek pozwolić Justinowi zrobić coś takiego dla mnie.
- W porządku. - wzniósł ręce w górę w obronnym geście. - Więc co do tej randki...
- Co z nią?
- Chcę zabrać Cię na najlepszą randkę na jakiej kiedykolwiek byłaś, mogę Ci to obiecać. I nie chcę marnować czasu, więc to będzie dzisiaj. Więc co możemy tu robić? - Justin wstał i poszedł do kuchni.
Uśmiechnęłam się. - Nie, nie, nie. Nie dam Ci żadnych wskazówek. To wszystko ma być Twoje. Mam pracę do 8 wieczorem, więc to daje Ci sześć godzin by coś wykombinować.
Zachichotał. - Jesteś trochę suką, wiesz o tym?
- Zawsze możesz polecieć z powrotem do domu i zapomnieć, że to się wydarzyło. Jestem pewna, że Kayla jest na tyle zdesperowana, by wziąć Cię z powrotem. - powiedziałam złośliwie, przepychając się przez Justina by dostać się do łazienki.
Złapał mnie za rąbek koszulki, odwracajć z powrotem twarzą do niego. - Nie ma szansy. - mruknął i jego usta wylądowały na moich.
I czułam się kompletnie, stuprocentowo dobrze.
Odsunął się i próbował się nie uśmiechnąć, ale poległ, kiedy ogromny uśmiech wybuchł na jego twarzy. Mogłam poczuć ciepło na mojej twarzy i zachwiałam się lekko, idąc znowu do łazienki i przewracając papierowe ręczniki na ladzie obok mnie.
- Ja, uch... Muszę się przygotować. - powiedziałam bez oddechu. - Okay...
Oparłam się mocno o drzwi zanim zamknęłam je za sobą. Usłyszałam Justina po drugiej stronie wzdychającego triumfalnie.
Właściwie odwołał swoje wesele dla mnie.
Właściwie przeleciał całą drogę do Nowego Jorku dla mnie.
Właściwie mnie kocha.
Przygotowałam się do pracy w oszołomieniu, upuszczając rzeczy wiele razy. Sprawdziłam swój telefon kiedy wychodziłam z łazienki, całkiem ubrana i zauważyłam, że byłam naprawdę spóźniona. Założyłam moje conversy na stopy.
- Jaki dżentelmen. - dokuczałam Justinowi, który czekał przy drzwiach z moim swetrem w dłoni i z otwartymi dla mnie drzwiami. - Widzimy się później. - pocałowałam go jeszcze raz, zanim ruszyłam w dół hall'u, nie dając sobie czasu na reakcję na pocałunek.
Dotarłam do pracy 10 minut później i znalazłam moją szefową stojącą w rogu z dłońmi na jej biodrach. - Jesteś spóźniona. - powiedziała, ale nie było żadnej złości ani irytacji w jej głosie. Była naprawdę świetna i pracowałam tutaj wystarczająco długo, by móc nie robić nic cały dzień, a ona by mi na to pozwoliła.
- Przepraszam, Janice. - powiedziałam. - Miałam niespodziewanego gościa i to mnie trochę wytrąciło z równowagi.
Uśmiechnęła się. - Czy to był Justin? - spytała, wyciągając paczkę papierosów i podstawiając ją do mnie.
- Taa, skąd wiedziałaś? - potrząsnęłam głową na jej ofertę. Nie byłam palaczem i nigdy nie planowałam nim być. Uznałam to przyzwyczajenie za wulgarne.
- Pasuje do Ciebie. - wzruszyła ramionami, wypuszczając dym. - Dzieciak pojawił się tutaj wczoraj kilka minut po Twoim wyjściu. Jest słodki, dużo bardziej niż się spodziewałam. Czy spał u Ciebie tej nocy?
- Tak. - uśmiechnęłam się.
Wyszczerzyła się, podnosząc brwi, a ja wywróciłam oczami. - Nic się nie wydarzyło. Gadaliśmy i on wziął kanapę. Powiedziałam mu, że nic się nie wydarzy zanim nie pójdziemy na oficjalną randkę. Pocałował mnie dziś rano i wtedy ja pocałowałam go zanim wyszłam.
- Oh la la. Ma całkiem dobrze wyglądające usta. Czy są takie miłe na jakie wyglądają?
- Są nawet lepsze. - powiedziałam, czując się jak nastolatka.
Oszalałyśmy bardziej i omówiłyśmy każdy detal z każdego momentu który miałam z Justinem, kiedy klienci wchodzili i wychodzili. Nasz ostatni klient tego dnia wyszedł, zanim ktoś inny wszedł, był to chłopak około mojego wieku.
- Tu jest Twój paragon. Miłej nocy. - podałam mu jego torbę, gotowa by iść do domu.
- Wow. - powiedział, patrząc w moje oczy. Zaczyna się. - Czy kiedykolwiek ktoś powiedział Ci jak piękna jesteś?
- Raz lub dwa. - powiedziałam uprzejmie.
- Cóż, to prawda. - uśmiechnął się.
- Odwal się koleś. Ona ma chłopaka. - wcięła się Janice, rzucając mu śmiertelne spojrzenie.
Spojrzał znowu na mnie, wzruszyłam ramionami. - Cóż, to prawda. - spapugowałam go.
- Och, więc przepraszam. - wymamrotał, zabierając swoje rzeczy i wychodząc ze sklepu.
Janice i ja wywróciłyśmy oczami do siebie. Rozpięłam moją kamizelkę, wieszając ją na wieszaku. - Cóż, wychodzę stąd. Widzimy się jutro.
- Pa. Idź po swojego faceta.
Wywróciłam oczami i założyłam mój sweter przez głowę. Weszłam na ulicę, wyciągając telefon z kieszeni. Miałam jedno nieodebrane połączenie od Andie i wiadomość od Justina.
Jesteś cała moja dziś wieczorem.
Wyszczerzyłam się, a serce wyrywało mi się z piersi. Szczerze, nie mogłabym mieć niczego bardziej idealnego niż Justin. Nie podejmował najmądrzejszych decyzji w swoim czasie, ale miał świetne intencje. A kiedy mu na kimś zależało, wkładał w to całe swoje serce.
Grzebałam w poszukiwaniu klucza, a kiedy w końcu go znalazłam i i otworzyłam drzwi, opadła mi szczęka. Nie byłam w świątecznym nastroju w tym roku, więc widok jak moje mieszkanie się zmieniło zszkokowało mnie.
Światła były porozwieszane wokół okna i tam był wielki wieniec na przeciwko szkła. Pończochy były zawieszone na górze okna, z moim imieniem nabazgranym na nich i były rozmaite inne dekoracje, wiszące w całym mieszkaniu.
Ale to, co zdziwiło mnie najbardziej to zapach sosny i wielkie, piękne drzwo posadzone wysoko, w rogu mojego mieszkania. Justin spojrzał w górę i się uśmiechnął.
- Zauważyłem, że nie masz świątecznego drzewka.
- Nie mogłam sobie na nie pozwolić. - wyszeptałam, odkładając moje rzeczy na stolik.
Wcisnął wtyczkę, którą miał w dłoniach, kiedy kolejne światła rozbłysły. - Zdecydowałem również wybrać pewne dekoracje. Mam nadzieję, że Ci się podoba. - powiedział, podziwiając swoją pracę.
- Kocham to. - uśmiechnęłam się. - Dziękuję, Justin. Naprawdę to doceniam.
Uśmiechnął się, podchodząc do mnie. Przystanął na pół dekundy, kiedy owinęłam ręce wokół jego ramion, a wtedy pochylił się i znowu mnie pocałował. - Witaj w domu. - wymamrotał.
Moje serce się rozgrzało na słowa wychodzące z jego ust. To był dom. On był domem.
Spojrzałam z powrotem na drzewo, zauważając, że było puste.
Jakby czytał w moich myślach, powiedział. - Ubieranie świątecznego drzewka było zawsze zadaniem rodzinnym w moim domu, gdy dorastałem. W sumie wciąż jest, mimo, że już tam nie mieszkam. To całkiem duże drzewko i nie pomyślałem, że mógłbym udekorować je sam.
- Justin Bieber, czy to jest randka? - spytałam udając zaskoczoną.
- Oo tak. - wyszczerzył się, łapiąc mnie w talii, podnosząc w górę i obracając.
I tak znalazłam się siedząca na ramionach Justina jak małe dziecko, owijając małe, błyszczące światełka wokół gałęzi drzewa. Justin droczył się ze mną i udawał, że zamierza upuścić mnie na twardą podłogę, więc łapałam za jego drogocenne włosy. Naprawdę mocno.
- Poszedłeś na całość. - uniosłam brew na ozdoby, które Justin wyciągnął z torby.
- Świąteczny czas jest najlepszym czasem w roku. Uważam, że moją pracą jest rozprzestrzenianie magii świąt dla takich Grinch'ów i Scrooge'ów jak Ty. Co planowałaś robić w święta?
Wzruszyłam ramionami. - Nic.
Justin zatrzymał się na moment, po czym się uśmiechnął. - Więc dobrze, że masz mnie. Przychodzisz do domu moich rodziców, by spędzić święta z moją rodziną.
- Justin. - westchnęłam. - Doceniam ofertę, naprawdę. Ale mam już dość podróżowania, potrzebuję posiedzieć chwilę.
Patrzył na mnie, jego ekscytacja się rozwiała. - Okej, jeśli naprawdę nie chcesz.
Westchnęłam. Zostawcie to mnie, by wszystko zrujnować. - Oni mogą przyjechać, jeśli chcą. - zaoferowałam. Prawda jest taka, że naprawdę nie chciałam spędzić świąt sama. A jeśli z kimkolwiek, najbardziej chciałam je spędzić z Justinem.
Głowa Justina się poderwała. - Naprawdę? Jesteś pewna? To byliby tylko moi rodzice i dziadkowie, nie tak wielu ludzi. Ale nie chcę, żebyś się czuła pod presją by ich zaprosić.
- Nie, chcę ich tutaj. Chcę spędzić święta z Tobą, Twoją rodziną. Plus, czemu miałabym pozwolić tym dekoracjom się zmarnować? - uśmiechnęłam się.
- Okej, więc zadzwonię do nich jutro. - Justin się rozpromienił.
Skończyliśmy z drzewkiem i odsunęliśmy się, podziwiając naszą pracę. Justin owinął swoje ramiona wokół mnie od tyłu, umieszczając swój podbródek na moim ramieniu. - Wygląda wspaniale. - powiedział i uśmiechnęłam się.
Zamówiliśmy jedzenie na wynos i usiedliśmy obok siebie na kanapie, wyłączając światła, pozwalając świątecznym światełkom migotać w pokoju.
- Byłbyś w drodze na swój miesiąc miodowy teraz, prawda? - spytałam, nakładając jedzenie na widelec.
Justin wzruszył ramionami. - Naprawdę mnie to nie obchodzi. Skupmy się na tym, co jest teraz, nie co było.
Uśmiechnęłam się. - Brzmi jak plan. - powiedziałam, mieszając swoje jedzenie z jego. - Więc powiedz mi ze szczegółami, jak wszyscy zareagowali kiedy opuściłeś ślub?
Justin zachichotał. - Więc, na początku Kayla spanikowała, potem zrobiła to, co robi najlepiej i próbowała zrobić z siebie ofiarę.
- Oczywiście. - wywróciłam oczami.
- Potem się popłakała jeszcze bardziej i chciała, żebym pomógł jej to wszystkim wyjaśnić. Och, i czy wspomniałem o Twoim ojcu wściekłym na mnie? Nie będę kłamał, naprawdę widziałem moje życie przed oczami.
- O mój Boże. - prychnęłam, wyobrażając sobie mojego tatę z dzikim wyrazem twarzy. Kiedykolwiek mój tata był zły, zawsze miał najśmieszniejszy wygląd twarzy. Roześmiałam się nawet mocniej, myśląc o tym, jak moja mama musiała zareagować. Mogłam wyobrazić sobie panikę jaką czuła. Mój śmiech przemienił się w przenikliwe, krztuszące chichoty.
Uśmiech Justina urósł. - Jesteś taka perfekcyjna. - powiedział pomiędzy moimi chichotami. Wreszcie przestałam się śmiać i po prostu siedziałam z uśmiechem. Nachyliłam się, po prostu nie mogłam się powstrzymać od pocałowania tego dzieciaka. - Jak to możliwe, że jesteś prawdziwa? - szepnął.
Odsunęłam się, pewna myśl przeszła mi przez głowę. - Dlaczego ja? - spytałam.
- Co masz na myśli?
- Mam na myśli, dlaczego ja? Minęły lata i mogłeś tak łatwo pójść dalej. Znaczy się, próbowałeś. Więc dlaczego do mnie wróciłeś? Jestem nudna, złamana. Nie mam nawet solidnej pracy. Nie mogę dać Ci tego, czego potrzebujesz, na co zasłgujesz. - powiedziałam, wzrok utkwiłam w podłogę. - Nie jestem tego warta.
- Jesteś tak cholernie głupia. - Justin zachichotał a moje oczy spotkały jego. Splótł nasze palce. - To zawsze byłaś Ty, Mia. Nieważne co, to po prostu byłaś Ty. Jestem pojebanym, małym, bogatym dzieciakiem który myślał, że poradzi sobie w życiu tylko z pieniędzmi. Nie zasługuję na Ciebie, nie mam niczego. A jeśli nie mogę mieć Ciebie, nie wiem co zrobię. Jesteś warta wszystkiego. Dla mnie.
Patrzyłam na Justina, który odwzajemniał moje spojrzenie z desperacją. Mogłam wyczuć szczerość przez jego oczy. Nie kłamał. Przez spojrzenie jakie mu dałam, wiedział, że mu uwierzyłam. Że chciałam tego tak mocno, jak on. Że jestem gotowa. Że mu ufałam.
- Więc... - powiedział, zabierając talerz z moich kolan i odkładając na stolik. Przysunął mnie do siebie. - Nigdy nie dokończyliśmy naszej gry.
- Huh? - spytałam, zmieszana. - Jakiej gry?
- Pytanie dwudzieste. - powiedział, bawiąc się moimi palcami. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie grę, w którą graliśmy parę tygodniu temu. - Bądź ze mną. Naprawdę tym razem. Nikt inny, żadnego przeszkadzania. Żadnych niespodziewanych, udawanych ciąży i sekretnych spotkań. Jesteś moja, a ja Twój. Całkowicie. Wchodzę w to, a Ty?
- Cóż za sposób ze słowami. - zażartowałam.
- Znasz mnie. - podpuścił mnie. - Więc?
- Tak. - położyłam moje ręce na bokach jego szyi. - Zawsze, tak.
Miałam go tym razem. Na dobre.

___________________________________________

Okeeeej, więc po pierwsze- bardzo przepraszam za tak długą nieobecność. Miałam trudny okres i kompletnie nie myślałam o blogach. Huh, tak właściwie to został 1 rozdział do końca, epilogu nie ma... więc myślałam o tym, żeby tłumaczyć inne opowiadanie. Więc jeśli ktoś chciałby czytać, proszę, niech da mi znać w komentarzu czy coś :)

3 komentarze:

  1. W końcu razem <3 tak słodko <3 i oczywiście będę czytać Twoje kolejne tłumaczenie, bo super tlumaczysz

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasne jasne będę czytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogłabym nie poznać zakończenia tej historii :D

    OdpowiedzUsuń