niedziela, 30 sierpnia 2015

Fifteen

Obudziłam się około 4 nad ranem Po zlokalizowaniu swojego położenia, obróciłam się, by zobaczyć oczy Justina lśniące w ciemności. Wciąż byłam w kompletnej rozkoszy. Justin i ja kontynuowaliśmy patrzenie na siebie, i pozwoliłam sobie udawać, że jest to całkiem normalne. Że jesteśmy normalną, zakochaną parą. Chciałam tego tak bardzo, nie na raz, tylko zawsze.
Słowa paliły mnie w gardle. Tylko jedno zdanie, jedno wyznanie i mogłabym mieć to wszystko. Ale wiedziałam, że to nie było takie łatwe. Wszystko było zbyt skomplikowane i w tym momencie, to po prostu nie wypali. Moja pierś bolała na tą myśl.
Więc po raz kolejny zapadłam w głęboki sen, ciężko walcząc by utrzymać wspomnienie oczu Justina i sposób w jaki patrzyły na mnie. Ponieważ wiedziałam, że następnym razem, gdy otworzę własne oczy, jego nie będzie. I wszystko wróci do normy. I to wszystko będzie skończone.
Miałam rację. Obudziłam się i byłam w wielkim, gościnnym łóżku sama. Druga połowa materaca była ułożona, pościel i poduszki na miejscu. Rozciągnęłam się, jęcząc i zakrywając swoją twarz pościelą. Justin miał rację, żałowałam decyzji ostatniej nocy.
Zamknij się.
Przynajmniej był na tyle miły, by zostawić mi piżamę.
Szybko pościeliłam łóżko i wymknęłam się na górę do mojego pokoju. Wyjeżdżałam w środę w nocy i moje rzeczy nie były jeszcze spakowane. Musiałam przyznać, będę tęsknić za spaniem w tym niezwykłym pokoju. To nie tak, że mam cokolwiek w Nowym Jorku.
Mia? - Kayla zapukała w moje drzwi.
Co? - warknęłam.
Otworzyła drzwi. - Musimy być w jadalni o 4. - powiedziała twardo.
Cholera. Kompletnie zapomniałam o próbnym obiedzie. Moje ramiona opadły. Nie będę miała czasu dla siebie przez następne 24 godziny.
Przytaknęłam. - Okej.
Zniknęła bez słowa, a ja przebiegłam ręką przez moje włosy, zatapiając się w łóżku. Gdzieś w tym domu, właśnie teraz, Justin robił tą samą rzecz.
Ten wieczór musi być jednym z najbardziej stresujących, przez jakie przeszłam. A przeszłam przez wiele gówna przez ostatnie dni sama.
Po pierwsze, przygotowane kwiaty nie pasowały do koloru, który Kayla miała w myślach. Wtedy ona i Justin wdali się w głupią kłótnię, której rezultatem było jej pójście do łazienki by płakać i skarżyć się. Upewniłam się, by uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z Justinem przez tą noc.
Wtedy przyszedł obiadowy czas, kiedy musiałam wygłosić kolejną, ckliwą mowę o pieprzonej szczęśliwej parze. Rzucałam słowami, im szybciej wychodziły z moich ust, tym szybciej będę mogła usiąć by zjeść i ewentualnie pić.
Wycofałam się z baru gdy kapela zaczęła grać, upewniając się, by moje miejsce na noc było wciąż moje. Luke podszedł do mnie w pewnym momencie z małym uśmiechem na twarzy.
- Hej.
- Hej. - uśmiechnęłam się. - Więc, nie nienawidzisz mnie?
Zmarszczył brwi. - Nie, w ogóle. Jak poszło ostatniej nocy?
- Poszło. - przytaknęłam powoli. - Troszkę za daleko, ale co się stało, to się stało.
Luke pocieszająco klepnął mnie w ramię. - Kiedy wszystko wróci do normalności i wrócisz do swojego życia, zapomnisz o nim i zrozumiesz, ile jesteś warta. On jest i tak dupkiem.
Uśmiechnęłam się. - Dziękuję, Luke.
Odwzajemnił uśmiech, odwracając się i odchodząc. Zamówiłam kolejnego drinka, dotykając marmurowego baru, który był pod moim ramieniem w rytm muzyki. Rozejrzałam się, kiedy ktoś wskoczył na stołek obok mnie.
- Hej. - To był Justin, który wyglądał na zirytowanego, zmęczonego i jednocześnie.
Kiwnął w moją stronę, odwracając się do barmana by coś zamówić. Potem odwrócił się z powrotem do mnie i powiedział. - Kayla powoli doprowadza mnie do szaleństwa. Nic nigdy nie jest dla niej wystarczająco dobre.
Kiedy nie odpowiedziałam i wciąż wpatrywałam się w swoje ręce, Justin kontynuował. - Nie mogę uwierzyć, że zjebałem. Zawsze używałem kondomów. Nie wiem, jak to wszystko stało się takie pochrzanione. - wymamrotał do siebie.
Gula pojawiła się w moim brzuchu. - Nie chcesz dziecka. - to wyszło bardziej jak oskarżenie.
-Nie, to Kayli nie chcę. - Justin westchnął. - Nie zostaję z Kaylą ponieważ nie chcę zostawić jej samej. To nigdy nie było tak. Zostaję ponieważ nie mogę znieść myśli o zostawieniu mojego dziecka. Już ją... jego... kocham, tak kurewsko mocno. Wiem, że mogę być dobrym ojcem. - przebiegł dłonią po włosach.
Przełknęłam. - Wybacz, muszę iść coś zrobić. - wykrztusiłam, zeskakując z krzesełka i ignorując wołania Justina za mną.
Wtargnęłam prosto do przebieralni, gdzie Kayla była z jedną z organizatorek ślubu, która wymknęła się, gdy warknęłam na nią by wyszła.
-Jaki do cholery jest Twój problem? - Kayla wstała, zbliżając się do mnie.
- Musisz powiedzieć Justinowi prawdę.
Spojrzała na mnie w szoku i zaśmiała się. - I dlaczego miałabym zrobić cokolwiek, czego nie chcę robić?
Zadrwiłam. - Jesteś egoistyczną suką, wiesz o tym Kayla? Justin jest już zbyt przyzwyczajony do dziecka, które myśli że ma. Kocha je i jest przekonany, że będzie niesamowitym ojcem. Jak czujesz się kłamiąc z tym wszystkim?
- Skąd wiesz to wszystko o nim? - Kayla spytała dosadnie. - Lepszym pytaniem jest dlaczego masz sercowe pogawędki z moim narzeczonym?
- Jesteś tak cholernie głupia. - westchnęłam, uspokajając się. - Powiedz mu, Kayla.
- Nie!
- Powiedz mu.
- Powiedz co, komu? - Justin pojawił się przy drzwiach, zamykając je za sobą. - Czy wszystko jest okej?
Kayla spojrzała na mnie. - Wszystko w porz...
- Powiesz mu, lub ja to zrobię. - zagroziłam, przerywając jej.
Justin uniósł brew na Kaylę. - westchnęła, spoglądając na podłogę. Dreszcz przebiegł przeze mnie. Nie było możliwości, aby się z tego wyplątała. Nie było żadnych wyjaśnień. Wiedziałam, że Justin nienawidził kłamców. Wreszcie będzie postawiona na swoim miejscu.
- Nie jestem w ciąży. - mruknęła.
Justin zmrużył oczy. - Huh?
- Nie jestem w ciąży. - powtórzyła. - Nigdy nie byłam. To było kłamstwo.
Justin ścisnął końcówkę nosa. - Ja-ja... Ja nie wiem nawet co powiedzieć.
- Justin, tak mi przykro.
- Nie, nie jest Ci przykro. Jest Ci przykro, że zostałaś przyłapana. Co do cholery jest z Tobą nie tak? Dlaczego do cholery to zrobiłaś?!
- Myślałam, że Cię tracę. - Kayla zaszlochała. - Myślałam, że zamierzasz odwołać ślub.
- Więc skłamałaś mi o byciu w ciąży?! Jak to ma usprawiedliwić cokolwiek? Ty i Twoja pieprzona mama jesteście dokładnie takie same. Jesteście obie manipulującymi, małymi sukami, które robią cokolwiek muszą zrobić, by dostać się na szczyt. Nic dziwnego, że Mia Was nienawidzi - Justin krzyknął, posyłając mi przepraszające spojrzenie. Ostatnie zdanie było ze złości.
- Skąd wiesz o Mii? - Kayla zażądała, odwracając stronę.
- Wiem więcej, niż myślisz. - Justin warknął. - Nie zmieniaj tematu. Nie mogę kurwa w Ciebie uwierzyć. Jakie wytłumaczenie zamierzałaś mi dać, gdy nie będzie dziecka?
Kayla pozostała cicho co wprawiło Justina we większą złość.
- Huh? Nie mogę Cię, kurwa, usłyszeć!
- Poronienie. - szepnęła pełna wstydu.
- O mój Boże. - Justin przetarł oczy. - Nie mogę w to kurwa uwierzyć.
Przez chwilę była cisza. Kayla patrzyła w podłogę, Justin wciąż przecierał oczy, gdy ja patrzyłam na niego. Wszyscy czekaliśmy na finalną decyzję, czy ślub jutro będzie czy nie.
Nie zrobiłam tego, by Justin i Kayla zerwali. Byłam autentycznie zraniona za Justina, który tak chętnie chciał przyjąć swoje nienarodzone dziecko na świat i rozpocząć rodzinę. To nie było fair, żeby egoistyczna dziewczyna jak Kayla po prostu to zniszczyła.
- Więc... - powiedział w końcu Justin. - Każda część mnie chce powiedzieć, by pieprzyć wszystko i odwołać wesele jutro, ale robię to wszystko dla mojej rodziny. Nie zamierzam pozwolić Twoim głupim decyzjom zniszczyć to, na co moi rodzice pracowali tak ciężko, by stworzyć dla mnie. Więc ożenię się z Tobą jutro. Ale wierz mi kiedy mówię, że naprawdę nie chcę widzieć Ciebie przed jutrem. - Justin spojrzał na mnie, potem znowu na Kaylę. - Do zobaczenia na ołtarzu.
Justin wyszedł z przebieralni i Kayla stała, patrząc na drzwi. Wreszcie zrozumiałam, co robił Justin. Wszystko co robił, robił dla swoich rodziców. Nie chciał ich zawieść. Zazdrościłam mu tego, jak jego rodzice musieli być z niego dumni.
Kayla wreszcie odwróciła się do mnie. Wszystkie łzy odeszły i były teraz zastąpione przez czystą złośliwość. - Zniszczyłaś wszystko. Mam nadzieję, że jesteś cholernie szczęśliwa, Ty głupia, mała...
- Ty byłaś jedyną, która okłamywała swojego narzeczonego, nie ja. To wszystko musiało wybuchnąć Ci w twarz. Karma jest suką, kochanie. - powiedziałam z nowo znalezioną pewnością. Naprawdę już mnie to nie obchodziło.
Kayla zbliżała się do mnie zanim znalazłyśmy się twarzą w twarz. - Chcę byś opuściła ten dom przed jutrzejszym popołudniem. Nie przychodź na wesele. A jeśli przyjdziesz, wezwę ochronę, by Cię wyprowadziła. Idź do domu, Mia. Jesteś tylko martwym ciężarem dla tej rodziny i żadne z nas Cię tu nie chce.
Miałam zimny wyraz twarzy. - Miej świetne, pieprzone życie, Kayla. - odwróciłam się na swoich obcasach, nie fatygując się, by spojrzeć za siebie.

13 komentarzy:

  1. Tak! Nie lubiłam nigdy Kayli! To mała parszywa suka! Ja bym ja już dawno miała w dupie na miejscu Justina �� Szkoda mi Justina �� Jeszcze przez tą suke nie będzie jej na ślubie ��Niech Juss coś zrobi!!! Jakoś mnie ślub nie obchodzi, ale chce żeby Justin i Mia byli razem przez ten okres �� Jak zwykle świetny! Im większa ilość rozdziałów tym bardziej nie lubie Kayli��Życie�� Do następnego kochana! :**** /nixababy

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu myślałam, ze odwoła ślub. Mam nadzieje, ze jednak do niego nie dojdzie. Szkoda mi Mia'i czy jak to sie pisze. Rozdział cudowny! Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Karma jest zozłą Kayl'a !
    Zajebistay *'*
    Nie mogę doczekać się następnego *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG *_* Czekam na nexta ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następny? Kocham :)

    OdpowiedzUsuń
  6. B.O.S.K.I. <3 Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspanialy! Dodawaj szybciutko kolejny! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy następnyyyyyy?? :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Nienawidzę tej Kayli. Co za su**!

    OdpowiedzUsuń