niedziela, 6 września 2015

Sixteen

Justin
Odmówiłem spania w tym samym pokoju co Kayla w nocy po imprezie. Byłem wściekły i nie mogłem znieść patrzenia na nią. Zamiast iść do pokoju dla gości, jak jej powiedziałem, poszedłem zapukać do drzwi Mii. Nie było odpowiedzi, więc zapukałem ponownie.
Wreszcie cicho otworzyłem drzwi. Pokój był ciemny, nie było nawet światła pochodzącego z łazienki. Gdy moje oczy przywykły do ciemności, zrozumiałem, że pokój był pusty. Ubrania, które Mia miała porozrzucane po podłodze zniknęły, jej zielony, wełniany koc, którym się okrywała, nie leżał na łóżku.
Westchnąłem, zamykając oczy. Odeszła i nie wiedziałem, jak mam przejść dzisiejszy dzień bez niej. Jej obecność uspokajała mnie i liczyłem na to podczas ślubu.
Ruszyłem w dół, waląc w drzwi Andie.
- Poczekaj chwilę. - powiedziała. Wreszcie, drzwi się otworzyły i zobaczyłem Andie w piżamie. - Co?
- Gdzie jest Mia?
- Co masz na myśli gdzie jest... - Andie westchnęła. - Justin, jest środek nocy. Nie wiem jak Ty, ale ja muszę być rano na jutrzejszym ślubie, więc idź do łóżka.
- Mia odeszła, Andie. - powiedziałem wolno.
Jej brwi uniosły się, gdy przepchnęła się przeze mnie by to sprawdzić. Potrząsnęła głową kiedy zobaczyła pusty pokój, odwracając się do mnie. - Byłyśmy tu tylko przez 2 tygodnie. Jedynie 14 dni, i czy Ty wiesz, jak zraniłeś Mię w ostatnich dniach? Miałeś ją. Tak zakręconą, że nawet nie chciała Ci powiedzieć, jak się czuła. Za 12 godzin żenisz się z dziewczyną, która skłamała o byciu w ciąży. Podjąłeś swoje decyzje. Więc pozwól Mii odejść, dla jej dobra.
Andie wróciła do swojego pokoju bez kolejnego słowa. Wróciłem do pokoju Mii i usiadłem na łóżku, wyciągając telefon.
- Halo? - Głos Mii był zmęczony, gdy odebrała połączenie.
- Cześć.
Westchnęła. - Czego chcesz, Justin?
- Czemu odeszłaś?
- Kayla Ci nie powiedziała? Kazała mi odejść z domu przed jutrem i nie przychodzić na wesele. Mam samolot o 4.15 do Nowego Jorku. - mój brzuch się zacisnął. - To jest najlepsze. Nie chcę być częścią tej rodziny tak mocno, jak oni nie chcą mnie. Nikt mnie tam nie chciał.
- To nie jest prawda. Ja Cię chcę tutaj. - powiedziałem. - Kocham Cię, Mia. - mój głos był załamany.
- Kocham Cię, Justin. - to był pierwszy raz gdy to powiedziała i to brzmiało niesamowicie wychodząc z jej ust. - I zrobiłabym wszystko dla Ciebie. Ale sprawy są teraz inne. I muszę zacząć myśleć o sobie. Powodzenia ze wszystkim. Proszę, nie dzwoń do mnie więcej.
- Przykro mi. - szepnąłem.
- Wiem, że Ci jest. - i z tym się rozłączyła.
Westchnąłem urywanie, przebiegając dłońmi przez moje włosy i w dół twarzy. Położyłem się, uderzając głową w poduszki. Coś czerwonego było wetknięte między poduszki obok mnie i materac. Wyciągnęłam to i to była jedna z czerwonych koszulek Mii.
Wetknąłem koszulkę pod moją głowę, chowając w niej twarz. Pachniała jak ona.
Sen nie przyszedł póki słońce nie było rozproszone po całym pokoju. Dziś się żeniłem.
Mia
Po szybkim zamówieniu biletu, spakowaniu i zadzwonieniu po taxi, spędziłam większość nocy mając nadzieję, że Justin wkroczy przez drzwi na lotnisko, oświadczając, że przyszedł po mnie i to było wszystko, czego chciałam i potrzebowałam. Ale gdy przeszłam przez bramki, wiedziałam, że to się nie stanie. To nie był film.
Wtedy do mnie zadzwonił. Ale było za późno. Nie mogłam znowu przez to przechodzić. On był jak narkotyk. Chcesz z tym skończyć, ale wtedy coś obieca i automatycznie wracasz. Jedynym sposobem by to zatrzymać było pozbycie się siebie z tej sytuacji.
I to było dokładnie to, co zrobiłam.
Dostałam jedno z ostatnich miejsc w samolocie, więc utknęłam przy oknie, otoczona przez faceta, który nie przestawał na mnie patrzeć jak na mięso, jego żonę, która zdawała się to zauważyć i zdecydowała się posyłać mi niemiłe spojrzenia, kiedykolwiek nasze oczy się spotykały oraz ich dwójkę irytujących dzieci, które zdawały się nigdy nie siedzieć i wciąż były głośno.
Była 4.15 nad ranem i po byciu na nogach przez 20 godzin byłam zezłoszczona. Po piątym niemiłym spojrzeniu, warknęłam. - Spójrz, jeśli masz problem, powiedz. Jeśli nie, zatrzymaj te spojrzenia dla siebie. - kobieta wyglądała na zaskoczoną, ale uciszyła swoje dzieci i spojrzała w dół na swoją książkę, nie patrząc w górę do końca podróży samolotem.
Westchnęłam, opierając się na moim siedzeniu i pozwalając muzyce przepływać z mojego telefonu do uszu. Patrzyłam za okno, wreszcie odpływając w sen na 2-godzinny lot.
- Panie i Panowie, prosimy zapiąć pasy i wyłączyć elektroniczne urządzenia, oraz przygotować się do lądowania.
Westchnęłam z ulgą, patrząc, jak znany mi dom pojawia się przez chmury za oknem. Nie mogłam się doczekać bycia w moim własnym domu, śpiąc w moim własnym łóżku i powrotu do pracy. Zostawiłam pisanie podczas podróży i byłam nawet podekscytowana wracając do tego.
Samolot wylądował i wszyscy z oszołomieniem pokonywali swoją drogę poza samolot. Była prawie 7 nad ranem. Wszyscy prawdopodobnie byli już na nogach. Ślub był o 12 i wciąż było wiele do zrobienia.
Podniosłam mój bagaż i kobieta stojąca przy wyjściu z moim imieniem na kawałku papieru czekała by zabrać mnie do domu. Usiadłam z tyłu taksówki, opierając swoją głowę o siedzenie. Miałyśmy przed sobą długą podróż do miasta.
- Jesteś taka opalona. - kierowczyni powiedziała, miała ciężki akcent. - Skąd przyjechałaś?
- Z Miami. - odparłam z zamkniętymi oczami. - Z wesela mojej siostry.
- Och, to miło.
- Taa...
- Niezbyt podekscytowana. - powiedziała rozbawiona. - Nie lubisz faceta?
- Uwierz mi, lubię faceta. - westchnęłam. - To jest problem.
- Ahhh... - przytaknęła. - Cóż, jesteś piękną dziewczyną. Jestem pewna, że masz facetów padających ci do stóp.
Uśmiechnęła się do mnie we wstecznym lusterku. Zaczęła opowiadać mi o tym jak pracowała jako taksówkarz, ponieważ to było wszystko, co mogła robić. Nie miała obywatelswa Ameryki i przybyła tu z małej wyspy kilka lat temu. Chciała zarobić wystarczająco pieniędzy, by sprowadzić swoją mamę i córkę do Stanów. Ale po 5 latach w tej pracy, wciąż nie mogła tego zrobić.
Dojechałyśmy do mojego budynku i po tym, jak pomogła mi z moimi bagażami, zapłaciłam za taksówkę. Podziękowała mi, wracając do samochodu.
- Poczekaj! - sięgnęłam do mojej torby i zgarnęłam mój portfel, wyciągając 100 dolarów. - To dla Ciebie. Napiwek.
Jej oczy się rozszerzyły. - Nie mogę przyjąć tak wiele.
- Możesz i to zrobisz. - powiedziałam, wciskając pieniądze w jej dłonie. - Wszyscy mamy marzenia. Potrzebujemy wielu popchnięć, by udało nam się je spełnić.
Nie powiedziałam niczego więcej gdy weszłam do lobby. Miałam pocztę piętrzącą się w mojej skrzynce pocztowej, więc balansowałam z tym i moim bagażem gdy otwierałam drzwi. Upuszczając całe to gówno byle jak na podłodze, weszłam do ciemnego apartamentu. Zamknęłam drzwi i weszłam do środka salonu.
Widziałam telewizor na ścianie, naprzeciwko starej kanapy. Łóżko było na przeciwnym rogu, obok małego boksu, niby łazienki. Lodówka była tylko o stopę większa ode mnie i pusta, tak jak szafa i dwa blaty, które stały po każdej stronie lodówki.
To nie było wiele. To właściwie nie było nic. Ale byłam z tego dumna. Dumna z życia, jakie próbowałam zbudować. Dumna z siebie. To był dom. Miałam siebie, siebie i siebie.
I to było wszystko, czego potrzebowałam.

12 komentarzy:

  1. O jejku końcówka wspaniała! To jak Mia uwierzyła w siebie i wgl. Mam nadzieje, ze uda sie jej jednak wydać książkę, a do ślubu nie dojdzie. Rozdział cudowny! Czekam z niecierpliwoscią na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealny! /nixababy

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że Justin nie weźmie tego ślubu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział (: Do następnego (:

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następny? :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam to! Już nie mogę się doczekać kolejnego ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Boski ;) Czekam na kolejny rozdział ;))

    OdpowiedzUsuń